Sprawozdanie
Dzień I i II
Godzina 20:10, PKP Piła Gówna. Pożegnanie z rodzicami, przyjazd pociągu, zakwaterowanie w przedziałach i wsio na południe. Pierwszą przesiadkę mamy w Poznaniu. Postanawiamy nie marnować czasu i przejść się na miasto. Część osób zostaje przy bagażach , reszta (pod czujnym okiem opiekuna Piotra!) idzie zwiedzić poznańskie Stare Miasto nocą. Najedzeni wracamy na dworzec, dalej w pociąg i w góry. Kolejna przesiadka w Jeleniej Górze. Widoki przednie, pierwsza klasa. Szklarska Poręba. Bierzemy bagaże i ruszamy w półgodzinny spacer. Wymęczeni dochodzimy wreszcie do Chatki Robaczka. Lokujemy się w pokojach, krótki odpoczynek, wyjście do sklepu po zakupy. To są na prawdę duuuże zakupy. Po powrocie wszyscy wytrwali i gotowi do pierwszej wspinaczki szykują się do wyjścia. Celem jest Wysoki Kamień (1058 m n. p. m.). Stromy szlak nie jest dla nas trudnością i półtorej godziny później jesteśmy na szczycie. Piękna panorama Szklarskiej Poręby i Karkonoszy tworzą niezapomniany widok. Trochę zdjęć i schodzimy! W schronisku czeka na nas gorąca herbata. Wreszcie można skorzystać z prysznica. Potrzeba do tego nie lada umiejętności, ale wszyscy sobie poradzili. W międzyczasie odbywa się ognisko z kiełbaskami, które są naszą kolacją. Zaraz po ognisku startuje seans filmowy, w którym uczestniczy większa część ekipy. Po 23 zaczyna się cisza nocna.
Dzień III
Pobudka, zbieramy się i idziemy na Mszę św. Powrót i śniadanie. Mamy dużo wolnego czasu, w końcu to niedziela. Idziemy do miasta. Główną atrakcją dnia dzisiejszego jest park linowy. „Bezpieczna dawka adrenaliny”, jak mówi wielki plakat Trollandii. Emocji było co nie miara. Wrażenia super. Ale to jeszcze nie koniec przygód z parkiem. Obiad w pizzerii, przeżywanie minionych chwil. Z naładowanymi brzuchami opuszczamy lokal i udajemy się na odpoczynek, a dokładniej zwiedzanie miasta. Jednak nie wszyscy. Czterech śmiałków czuło niedosyt. Znowu poszli do parku. Jednak tym razem na trudniejszą i bardziej wyczerpującą trasę. Część klasy przyszła się temu przyjrzeć. Strach i radość. Śmiech na każdej przeszkodzie. Krople potu spływają przed każdym skokiem w dół. Wszyscy kończą trasę i są wielce zadowoleni. Krótkie zakupy i spacer do schroniska. A w schronisku relaks. Generalnie dominuje Tekken. Chyba każdy w to gra. Następnie zabawa. Kasyno. Miało ono za zadanie sprawdzić, czy jesteśmy zgraną klasą. Oczywiście nie po raz pierwszy wychodzi na to, że tak. W świetnych humorach odprężamy się dalej i tak do wieczora. Szykuje się kolejny seans filmowy. No i już zaczyna być tradycją, że o 23 wszyscy idą spać.
Dzień IV
Kolejny dzień zmagań to wielkie postanowienie zdobycia najwyższego szczytu Gór Izerskich – Wielkiej Kopy . Aby sprostać temu tak niebywałemu zadaniu, wyruszamy już z samego rana. Samo dojście na szlak zajmuje na sporo czasu. Niestety zmęczenie odbiera siły Izie. Krótka narada plemienna – Łukasz odprowadza koleżankę do schroniska. Reszta pod dowództwem Karoliny rusza dalej. Im wyżej, tym piękniej. Im piękniej, tym bliżej do celu. W heroicznym tempie Łukasz dogania ekipę. Wspólnie dostajemy się na pierwsze wzniesienia. Wkrótce docieramy także do kopalni kwarcu Stanisław. Tu robimy postój. Czas na zdjęcia, wymianę chusteczek do wycierania potu i w drogę. Prosta, asfaltowa droga prowadzi nas do szczytu. W pewnym momencie wchodzimy w las. Wspaniałe lasy, trochę śniegu. Pod samym podejściem robimy dłuższy odpoczynek. Pierwsze śniadanie, opalanie. Przechodzimy przez strumień i cały czas pod górkę. Słońce żarzy, pot się leje, wody brakuje. Po pewnym czasie robi się płasko, a przed nami rozpościerają się zdumiewające widoki. Sam szczyt oznaczony jest kupą kamieni, ale nam to wystarcza. Ponad dwumetrowymi świerkami powiewa wiatr, a my opalamy się leżąc na trawie, podjadając resztki słodyczy i wypijając ostatnie krople wody. Schodzimy. Powrót jest bardzo przyjemny. Cały czas z górki, niezbyt stromo. Widoki takie jak wcześniej, czyli równie piękne. Szybkie zejście. Po drodze zwiedzamy kompleks budynków wojskowych, a dokładniej bunkier ukryty za wielką groblą, do którego wchodzi się tunelem. Podczas oglądania wszystkim przypomina się film z dnia poprzedniego – Blair Witch Project. Kończymy i czas w drogę. Po godzinie jesteśmy w schronisku, a tam prysznic! Wszyscy odświeżeni zajadają się Jarkowym spaghetti. Trzeba uwierzyć, że było przepyszne!
Następnie, mimo iż jest to poniedziałek, oglądamy wtorkowy odcinek 39,5. Po całej akcji lokujemy się w jednym pokoju i trwają zacięte dyskusje. Przychodzi 23 i wszyscy spać!
Dzień V
Kolejna i niestety ostatnia ekspedycja wspinaczkowa ma bardzo złożony charakter. Już samo opracowanie trasy i przewidywanie czekających na niej atrakcji przyprawia o ból głowy. W końcu, tuż przed wieczornym seansem zapada damsko - męska decyzja: Szrenica. Ruszamy z samego rana. Początkowo schodzimy szlakiem w dół, co trochę nas intryguje. Ale też jednocześnie sprawia, że ostateczny górski cel wydaje się coraz większy. Po godzinie docieramy na właściwy szlak. Wreszcie z wielkim żalem stwierdzamy, że jest pod górkę! O tym, że idziemy we właściwym kierunku przekonują nas tysiące turystów, kilka wycieczek szkolnych, masa straganów, zapach oscypków i pani z psem rasy Terier (przyp. – Piotrek). Pierwsza atrakcja czeka na nas już po niewielkiej części drogi na szczyt - wodospad Szklarka. Niesamowite wrażenie, nasza ojczysta Niagara. Trochę oglądamy, sesja fotograficzna. Jakoś dziwnie mokro. Ruszamy dalej. Niestety im wyżej, tym bardziej pod górkę. Postoje coraz częściej. Staramy się obliczyć (ha!) pod jakim kątem jest ta droga, ale wyniki wychodzą dość dziwne...
Zabawa ze śniegiem przednia. Pomaga nam to zapomnieć o zmęczeniu. W końcu widzimy schronisko na Hali Szrenickiej. Do szczytu tak niewiele. Ale postój musi być. Uradowani docieramy w ów miejsce, analizujemy obecną sytuację, obmyślamy strategię i stwierdzamy jednomyślnie – idziemy dalej. Do tych samych wniosków doszło chyba z pół tysiąca ludzi, z którymi wspólnie zdobywamy szczyt. Widok niesamowity. Pomyśleć, że to tylko (albo aż) 1362 m n.p.m. Widać całą Polskę. Co niektórzy dostrzegają nawet Bałtyk, a ci bardziej przenikliwi chmury burzowe od południa. Zmęczenie daje o sobie znać. Wystraszeni nadciągającą ulewą oraz opowiadaniami pani przewodnik o zagrożeniach lawinowych, stwierdzamy, że kończymy wyprawę i jak najszybciej wracamy do Szklarskiej. Na całe szczęście ktoś kiedyś pomyślał i wybudował wyciągi linowe. Zjeżdżamy i zjeżdżamy... Odpoczywamy w towarzystwie ‘pana z ławki’ oraz panów grających w szachy. Następnie czas wolny i obiad w barze Pod Skocznią. Najedzeni robimy zakupy i wracamy do schroniska. A tam standardowo. Prysznic i herbata. Pod sam wieczór robimy ognisko, gramy w rugby. Rozmowy, film, rozmowy i spanie – o wyznaczonej godzinie.
Dzień VI i VII
Dzień zaczynamy pakowaniem… się oczywiście. O 10 opuszczamy schronisko. Plan jest doskonały. Dzielimy się na 3 ekipy. Jedna grupa pilnuje plecaków przez godzinę, reszta idzie na miasto. Później ich zmienia. Część zjeżdża taksówką z bagażami. Chodzimy po Szklarskiej. Poszukujemy dobrego jedzenia. Z żalem spoglądamy na budki z pamiątkami, pizzerię, w której jeszcze niedawno jedliśmy obiad. Park linowy powoduje, że łezka się oku kręci. Na umówioną godzinę spotykamy się na dworcu. Pociąg przyjeżdża z 40-minutowym opóźnieniem. Wszyscy zmęczeni idą spać. We Wrocławiu budzimy się. Powodem tego jest postój. Pociąg jeździ w tę i z powrotem. Dziwne, ale być może potrzebne. Dalsza podróż mija nam w radosnej atmosferze. Gramy, rozmawiamy, robimy zdjęcia, podziwiamy. I tak do Poznania. Dworzec Główny. Wspomnienia. Smak wyjazdu, nutka powrotu. Tradycyjnie część ludzi zostaje (i gra w karty), a reszta zwiedza w centrum Poznania. Nie było to zmarnowane 3 godziny. Egzotyczne kelnerki, nastrojowe światła, wystrój z drugiego końca świata.. Wszystko, co oferuje nam restauracja Mexicana sprawia, że dziewczyny czują się jak prawdziwe senioritas, a panom naprawdę niewiele brakuje do charyzmatu Zorra! A wszystko przy ogromnych porcjach dobrze przyprawionych potraw i margarricie. Powrót do Piły. Wszyscy „przycinają komara” i ku zdziwieniu klasy szybko znajdujemy się w Pile. Długie pożegnanie. Naprawdę długie. Co tu mówić? Pięknie było.